9 pytań do… Alicji Karpińskiej
Alicja jest wyjątkowo wesołą i optymistycznie nastawioną do całego Świata osobą. Kiedy rozmawiamy ta radość aż z niej promieniała i widać, że nie jest to kwestia dobrego dnia – ona po prostu tak ma. Zawsze widzi tą jasną stronę, szklanka zawsze jest do połowy pełna, a w ogóle to przecież wcześniej musiała być pełna w całości… To spotkanie było ogromną dawką pozytywnej energii i ciepła.
Dlaczego zostałaś doradcą?
Myślę, że to w dużej mierze zbieg okoliczności, ale nie zupełnie. Mnie zawsze było łatwo nawiązywać relacje z ludźmi i no i tak pozostało. Gdzie można pracować, jak się nawiązuje relacje z ludźmi? Trzeba pracować z ludźmi. Nie mogłabym zamknąć się w jakimś, dajmy na to, dziale analiz w banku. Pracowałam już w banku i stąd może ten kierunek rozwoju zawodowego. Chciałam pracować w banku przez jakiś czas swojego życia ale później przestało mi się to podobać. Stąd też pomysł na doradztwo finansowe. Po pracy w banku, gdzie pracowników też nazywa się doradcami, już wiedziałam, że to nie jest doradztwo, to jest sprzedaż jednego produktu. Są cele sprzedażowe, presja na wyrobienie odpowiednich poziomów sprzedaży itp. To nie ma nic wspólnego z pomaganiem ludziom. Zwyczajnie wciska się to, co jest i nie ma to żadnego związku z doradztwem, a ja odczuwam potrzebę pomagania innym. Jak mam coś robić, to muszę to robić dobrze.
A dlaczego akurat ANG?
Bo to jest firma inna niż wszystkie. Nie jest to klasyczna korporacja, ale jest to spółdzielnia – już to nas wyróżnia. Pod względem wielkości firmy można powiedzieć, że to już korporacja, ale taka która daje nam całkowitą wolność i swobodę w naszej działalności. Relacje są budowane na zupełnie innych zasadach niż w tradycyjnej firmie. My zaczęliśmy współpracę z ANG dzięki Kasi i Arturowi. Ktoś kto pracuje w branży finansowej, jest pośrednikiem, wie, że spotkać uczciwego doradcę jest trudno. A oni są uczciwi i na tym zbudowali nasze relacje. Jesteśmy w ANG prawie od początku.
Wspominałaś, że ANG jest spółdzielnią. Czym dla ciebie jest ta spółdzielczość?
Spółdzielczość to ludzie. Spółdzielnia to ludzie… Ludzie i relacje między nimi. To zasady, które przyjmujemy dlatego, że chcemy je przyjąć, a nie dlatego, że ktoś je nam odgórnie narzuca. Oczywiście wspieramy się w ramach spółdzielni, ale myślę, że ktoś, kto się decyduje na taką formę współpracy musi być odważny. Mimo wszystko pracuje się samemu, na swój własny rachunek. Z jednej strony musisz być kompletnie niezależny, a z drugiej wszyscy mamy pewną wspólną płaszczyznę – spółdzielnię. My jeszcze przed współpracą z ANG myśleliśmy o takiej spółdzielczej formie współpracy. Nie lubię pracy w takim systemie gdzie jest jeden szef i wielu pracowników. Nie mówię, że to zły system. Po prostu mi on nie pasuje i myślę, że w finansach lepiej sprawdza się nasze spółdzielcze podejście. W klasycznym układzie ludzie, którzy zdobywają z czasem duże doświadczenie mogą nadal być szeregowymi pracownikami. To powoduje frustrację i niechęć do dalszej pracy. Jeśli wiem, że mam dużą wiedzę i doświadczenie to chcę czegoś więcej niż biurko szeregowego pracownika. W spółdzielni każdy z nas wie dużo, każdy z nas ma inne doświadczenie zawodowe i ważne jest to, że wszyscy gdzieś zmierzamy. Wszyscy podążamy w tym samym kierunku za pomocą różnych metod. Wszyscy chcemy czegoś więcej od swojej pracy niż tylko zarabiania pieniędzy.
Która z wartości Spółdzielni jest dla ciebie najważniejsza?
Trudno wybrać jedną… Myślę, że ogólnie w naszej pracy bardzo ważna jest uczciwość, szczerość i zaufanie. Jeśli mam z kimś pracować, tworzyć biznes, to oczekuję od tej osoby uczciwości. Myślę, że z tego właśnie wyrosły wszystkie nasze pozostałe wartości. Jeśli jesteśmy wobec siebie fair to takie zachowania przenosimy również na kontakty z klientami. Ważna jest również odpowiedzialność społeczna – to cecha nowoczesnych firm, które sięgają wizją daleko w przyszłość.
Co jest dla ciebie ważne w życiu?
Ważna jest dla mnie rodzina. Pracuję razem z mężem i chyba stworzyliśmy sobie idealne miejsce do pracy. Możemy ze sobą przebywać non stop – dwadzieścia cztery godziny na dobę. Na początku myślałam, że to będzie męczące. I bywało, ale w tej chwili mamy tak dobrą relację, że nie wyobrażam sobie, żeby mogło być jeszcze lepiej.
Praca nie jest dla mnie tylko pracą. Ludzie, z którymi pracujemy są też naszymi przyjaciółmi. Często spotykamy się prywatnie, a dzięki temu również w pracy mamy świetną atmosferę. W pracy też mamy relacje przyjacielsko – rodzinnie. Śmiejemy się, że u nas w firmie nepotyzm kwitnie.
Ważne jest dla mnie to, żeby być szczerym i uczciwym. Jeśli coś mi się nie podoba, mówię to otwarcie, a kiedy jest OK to też o tym nie zapominamy. Ludziom trzeba mówić, że są fajni, że są mili, że się ich lubi. Relacje z ludźmi są dla mnie ważne. Nie ważne czy z rodziną czy z klientami.
Gdybyś miała mieć teraz jakąś jedną super moc, to co by to było?
Umiejętność przemawiania do ludzi, którzy mają swoiste poczucie niesprawiedliwości. Umiejętność takiego z nimi rozmawiania żeby poczuli, że życie ma sens. Wielu ludzi w Polsce jest smutnych z różnych powodów, są obrażeni na rzeczywistość, złych, niezadowolonych… Nam Polakom, wszystko się nie podoba, zawsze jest jakiś powód do narzekania. Ja zawsze szukam jakiegoś małego szczęścia we wszystkim. Mam takie poczucie, że to jest najważniejsze. Wzbudzenie w ludziach poczucia, że mogą coś zmienić, że mają realny wpływ na otaczający ich świat. Myślę, że my Polacy jeszcze nie wierzymy, że możemy coś zmienić naszym myśleniem i działaniem. I dopóki nie zmieni się nasza mentalność, to nie będziemy w stanie tego zmienić. Potrzebnych jest nam kilku takich ludzi, którzy porwą tłumy i powiedzą to MY. Jesteśmy wyjątkowi, nie musimy się wstydzić, jesteśmy wyjątkową grupą w wyjątkowym miejscu, wykorzystajmy to. Takich ludzi w Polsce nie ma. Na pewno nie ma ich wśród rządzących, nie wiem czy to jest super moc, ale jeśli, jeśli można to tak nazwać to, to jest to.
Co robisz po pracy, po godzinach, żeby się zrelaksować? Żeby mieć w sobie tyle radości, ile widzę, teraz?
Po pracy? Jak się prowadzi własną firmę, to nie ma czasu po pracy. Mamy mało czasu, bo takie jest życie w Warszawie i takie jest teraz dla nas moment życia. Pracujemy dużo, może więcej niż powinniśmy, albo dużo więcej niż możemy. Przy tej małej ilości czasu jednak starcza mi czasu na dodatkowy drugi już kierunek studiów. Po pierwszych myślałam, że to już całkowity koniec edukacji i więcej nie wrócę… a tu proszę, kolejne studia i to pięcioletnie. Mój mąż zresztą też kończy kolejny kierunek. Poza tym sport, żeby dobrze się czuć w swoich ciałach – chodzimy na basen, jeździmy na wyprawy rowerowe, zimą – snowboard. Mamy też czas na spotkania z przyjaciółmi. Właściwe to bardzo rzadko bywamy w domu. Nasz kot czasem za nami tęskni.
Przyjaciele przyjeżdżają do nas, czasem zostawiamy komuś klucze i ktoś u nas mieszka. My czasem pomieszkujemy u kogoś, kiedy wyjeżdżamy. Cały czas jesteśmy aktywni. Przez ostatnie pół roku chyba mieliśmy dwa weekendy zupełnie wolne. Ale kiedy planujemy, że nic nie będziemy robić w weekend, czyli będziemy odpoczywać i nic nie robić. Przeważnie kończy się tym, że w połowie soboty dzwonimy do znajomych, żeby gdzieś się ruszyć i spotkać z kimś, bo ile można leżeć i nic nie robić?
A największe marzenie?
Chcielibyśmy mieć większą rodzinę i więcej stabilności. Czasem sobie tak myślę, że chciałabym mieć dom. Tak, właściwie to dom jest naszym marzeniem. Takim marzeniem na najbliższy czas.
Marzy mi się też podróż do Indii na dłuższy czas, mam nadzieję, że będę w tej grupie ludzi, która się w Indiach zakochuje od pierwszego wejrzenia, a nie ucieka ze wstrętem.
Jaki jest sens życia?
Sens życia? Sensem życia jest po prostu życie. Czyli wstawanie rano z myślą, że jestem tym kim jestem: wyjątkowym człowiekiem, unikatowym, nie ma takiego drugiego. To, że mam takie przekonanie, że mogę zmienić świat, nawet jeśli to jest tylko mój świat i jest to ugotowanie obiadu to i tak zmieniam świat dla mojego męża.
Spójrz za okno. Może dzisiaj nie jest najładniejszy dzień, ale właśnie jak jest taki brzydki dzień, to trzeba sobie powiedzieć rano, że może słońca nie widać i może nie ma zielonych drzew, ale mieszkam w stolicy, mam męża, w zasadzie mam fajne życie! Idę sobie do pracy, którą lubię, mam wspaniałą rodzinę – jest OK. Właściwie czym tu się smucić? Myślę, że ważne jest to, żeby dostrzegać w życiu pozytywne strony wszystkiego. Nawet jeśli coś się nie udaje, to nie można się poddawać. Prędzej czy później nawet, jak jest tak naprawdę fatalnie, zawsze skończy się dobrze. W każdej sytuacji życiowej.